Czy „powrót do natury” to tylko pusty slogan? Czy da się stworzyć kosmetyk po pierwsze naturalny, po drugie dobrze spełniający swe zadanie, po trzecie nie zawierający substancji szkodliwych i alergizujących, po czwarte pięknie pachnący, po piąte – cieszący oko i duszę? Naturalnie, że tak! Dziś przed Wami, na Kozetce otwiera się maska i peeling Clochee!
Dlaczego wracamy na (kosmetyczne) łono natury?
Clochee nie była mi dotąd znana. Ot, widziałam ją gdzieś tam w sieci, czytałam Wasze recenzje, ale nie miałam sposobności by ją wypróbować na własnej skórze.
Żyjemy szybko, jemy szybko. Szybko używamy pierwszych lepszych kosmetyków, szybko wypijamy napój w plastikowym kubku ze słomką… Szybko, czyli byle jak, byle do przodu, byle zamknąć miesiąc w pracy, zrobić obiad z torebki. Stop! A gdzie czas dla nas samych? Czas na uzmysłowienie sobie tu i teraz? Dostrzeżenie, tego co nas otacza i uświadomienie sobie, że musimy zwolnić i pilniej przyglądać się temu, co nakładamy zarówno na talerz, jak i na swoją skórę. Clochee nam w tym pomoże. Podoba mi się filozofia marki: czerpanie tego, co najlepsze z roślin, dbanie o środowisko (opakowania nadają się do recyklingu) oraz dbanie o zdrową skórę i uśmiech klientów.
Złuszczamy się!
Delikatny peeling enzymatyczny to kosmetyk, jakiego długo szukałam. Chciałam aby dobrze złuszczał martwy naskórek ale nie podrażniał. Do tego preparatu podchodziłam trochę z rezerwą. Bo co będzie, jeśli znów moja skóra źle zareaguje? Plastikowa tuba z zamknięciem na „klik” skrywa w sobie kremowy, biały kosmetyk. Konsystencja bardzo przyjemna: nie jest zbyt zbita, łatwo rozprowadza się na skórze. Zapach to kolejny plus. Ile razy nastawiłyście się na kosmetyk naturalny, który po otwarciu owszem – miał zapach. Naturalny. Zbyt naturalny. Nie taki, na jaki liczyłyście? Peeling pachnie delikatnie. Słodkawo ale świeżo jednocześnie. A teraz najważniejsze: działanie! Po pierwszym użyciu moja skóra nie była podrażniona. Po każdym następnym także nie, więc sukces! A jaka była? Gładka! Promienna i świeża. Preparat stosowałam dwa razy w tygodniu, nakładałam go na skórę na 15 minut. Pewnie zapytacie co „zjada” zrogowaciały naskórek? W składzie peelingu znajdziemy:
ekstrakt z jabłka: który ma silne działanie antyoksydacyjne (witamina A i C zadbają o to!)
kwasy AHA: które delikatnie acz skutecznie złuszczają
flawonoidy: ich zadaniem jest uszczelnianie ścian naczyń krwionośnych, zapobiegają ich pękaniu
ekstrakt z żurawiny: nawilża i ma działanie liftingujące
Glinkowe przygody
Nawilżająca maska z glinką czerwoną zamknięta jest w identycznej tubie. Maska i peeling różnią się kolorystyką, ale tylko dla tego, że są z dwóch różnych linii – maska przynależy do Moisturizing Line a peeling – Sensitive Line.
Zapach preparatu jest już wyraźniejszy ale nie denerwujący. A konsystencja? No właśnie, ha! Nie jest to taka zwykła glinka, która zasycha na twarzy a jej zmycie graniczy z cudem. Jest lekko żelowa. Nakłada się bez problemów i tak też się zmywa. Stosowana regularnie (2 razy w tygodniu na 15 minut) wyraźnie poprawia koloryt skóry. W składzie znajdziemy:
ekstrakt z lnu: zapobiega wysuszeniu skóry, chroni ją przed szkodliwymi czynnikami, wykazuje działanie nawilżające, uelastyczniające i rozświetlające
czerwona glinka: jest bardzo bogata przede wszystkim w żelazo ale także w mikro i makroelementy. Oczyszcza skórę, ochrania naczynka krwionośne
ekstrakt z jabłka: już go znacie 🙂
Po zastosowaniu maski skóra nie jest napięta, nie swędzi ani nie jest w żaden sposób podrażniona – jeśli jesteś wrażliwcem, ten kosmetyk jest dla Ciebie! Wyraźnie poprawił się jej poziom nawilżenia.
Z naturą na „Ty”!
Kosmetyki na pewno zaskoczyły mnie bardzo pozytywnie. Clochee udowadnia, że potrafi zrobić kosmetyk – nie bójmy się tego słowa – idealny! Odpowiednio przebadany (na grupie ochotników pod czujnym okiem dermatologów i alergologów), działający (efekty widać gołym okiem) oraz urzekający zapachem , cieszący oko (opakowania utrzymane są w duchu minimalizmu z nutką romantyzmu a do tego można je poddać recyklingowi) i cieszący duszę. Bo co jest przyjemniejszego od SPA w domowym zaciszu z zaufanymi kosmetykami?
Bardzo mi przykro, że moje kosmetyki już wykończyłam, ale chciałam przygotować dla Was dokładną recenzję po ponad miesięcznym stosowaniu. Clochee zostaje ze mną. I następny w kolejce do testów ustawia się krem odmładzająco-regenerujący na noc: zerknijcie tutaj.
Ah, jeszcze jedno: w składach nie znajdziecie parabenów, PEG, SLES, synestetycznych barwników i zapachów, oleju mineralnego, pochodnych ropy naftowej i tym podobnym).
Produkty są przyjazne dla wegan i wegetarian!
W Warszawie znajdziecie także SPA, przy następnej wizycie w stolicy postaram się tam wpaść!
Kosmetyki z dodatkiem oleju z konopii siewnych ostatnimi czasy zyskały na popularności. Sam olej ma sporo zalet, o których Wam dziś napiszę. Gotowe? Umośćcie się wygodnie i zapraszam do lektury! Dziś zerkniemy, co oferuje nam HempKing!
Moja przygoda z firmą Bernard Cassiere trwa od pewnego czasu. Dopiero dziś mogę Wam przedstawić mojego ulubieńca z ich oferty. To krem-maska na noc przeznaczona dla skóry wrażliwej.
Ava dzielnie wspomaga naszą walkę z upływem czasu. Tym razem na Kozetce rozgościła się maska odżywiająca i serum odmładzające z serii Bio Alga. Tak, tak… Odżywiające i odmładzające, bo wiecie, powoli nam ten czas już ucieka i warto sięgać po takie preparaty!
Z marką Tołpa łączą mnie bardzo mieszane uczucia. Nigdy nie było miłości od pierwszego użycia. Raczej jakieś takie drobne zachwyty żelami pod prysznic. I mega zawód jeśli chodzi o płyny micelarne i toniki… Teraz znów zaczynamy „podchody” z dwoma produktami serii Hydravit i jednym Strefa t.