Lubisz swoją twarz? Patrząc w lustro co widzisz? Gładką, jędrną i nieskazitelną skórę? A może wręcz przeciwnie – jest źle. Skóra traci sprężystość, staje się szara i matowa, a siateczka drobnych zmarszczek zaczyna się rysować wokół oczu i ust?
Okrutna wizja przyszłości
I denerwują Cię rozszerzone pory, których ostatnio przybyło? Wiesz, że po ukończeniu przez nas 25 roku życia nasza skóra rozpoczyna nieodwracalny proces starzenia się? Pojawia się suchość i utrata elastyczności. Obniża się poziom kolagenu i elastyny (dla kolagenu przyjmuje się, że rocznie jego zawartość w organizmie zmniejsza się o 1%). Także aktywność fibroblastów ulega zmniejszeniu. No i nasze pory ulegają rozciągnięciu i zaczynają wyglądać nieestetycznie (bo jest to problem, który narasta z wiekiem niestety). Promieniowanie UV i brak ochrony przed nim, zła pielęgnacja, niedokładne oczyszczenie skóry twarzy, nieodpowiednia dieta i używki także odbijają się na naszym licu… Ah, gdyby tak dałoby się coś z tym zrobić! To misja dla profesjonalistów – dla Peel Mission!
Misja złuszczanie?
Peel Mission to marka, która na rynek kosmetyczny wyfrunęła spod skrzydeł naszej rodzimej Empire Pharma 5 lat temu. I to właśnie dzięki wiedzy, doświadczeniu, determinacji, pasji i nowinkom technologicznym powstał unikalny zabieg zwężający pory i poprawiający strukturę skóry Architect Peel. Czego możemy spodziewać się po rozpieszczeniu naszej skóry?
detoksykacji komórek skóry
zniwelowania drobnych zmarszczek
zwężenia porów
poprawy tekstury skóry
Trzy kroki do końca misji
Mam 32 lata i od 7 lat moja skóra się starzeje. Lubię ją. Jest w dobrym stanie, dogadujemy się pielęgnacyjnie. Choć lekko rozszerzone pory towarzyszą mi od czasów nastoletnich – przywykłam do nich. Ale fajnie jest ponać na własnej skórze coś nowego, prawda? I jeśli jesteście posiadaczkami cery wrażliwej lub naczyniowej – bez obaw możecie się oddać w ręce kosmetyczki, ten zabieg jest dla Was bezpieczny! Zabieg składa się z trzech kroków. Pierwszy z nich (zaraz po dokładnym demakijażu) to Detox Peeling – peeling enzymatyczny o rzadkiej, żelowej konsystencji i brunatnym kolorze. Kolor zawdzięcza zawartości kompleksu kwasów huminowych. Już wyjaśniam czym są te dziwnie brzmiące kwasy. Otóż, to związki organiczne obecne w glebie, torfie i osadach roślinnych. Wykazują działania:
przeciwzapalne
przeciwbakteryjne i przeciwwirusowe (tłumią aktywność wirusów nie pozwalając im na wniknięcie w komórkę)
Zapach preparatu jest dość intensywny i kwaskowy. No, nie pachnie najlepiej… Ale! Dzięki zawartości 10% usieciowanej papainy, która skutecznie acz delikatnie rozprawi się z naszym martwym naskórkiem i go rozpuści, możemy cieszyć się gładką buźką. W składzie znajdziemy także #glukonolakton, który likwiduje szorstkość skóry, niweluje rozszerzone pory, silnie nawilża, ujędrnia. Podczas aplikacji peelingu czułam delikatne szczypanie i ciepło. Po zmyciu preparatu wodą dyskomfort znikł, skóra była delikatnie zaróżowiona.
Krok drugi jest już znacznie bardziej przyjemny. Na twarz zostaje nałożona Boost Essence, która także ma formę brunatnego, rzadkiego żelu. Ale pachnie pięknie: kwiatowo, świeżo i lekko! Teraz możemy leżeć i pachnieć i odpoczywać 🙂 Preparat wmasowany w skórę penetruje ją i wpływa na wzmocnienie jej szkieletu podporowego. W składzie znajdziemy tu także:
kwasy huminowe
glukonolakton
ekstrakt z albicji jedwabistej (ma genialne działanie przeciwstarzeniowe, hamuje proces degradacji włókien kolagenowych)
ekstrakt z kory afrykańskiego drzewa mahoniowego (zwiększa produkcję kolagenu typu XVIII)
ekstrakt z krwawnika pospolitego (wykazuje działanie łagodzące, przeciwzapalne i bakteriostatyczne)
Ostatni krok to nałożenie maski o kremowej konsystencji. I uwaga, jeśli nie lubicie, gdy ta podczas zastygania „ciągnie” Waszą skórę, to możecie być spokojne, tu nie ma tego nieprzyjemnego uczucia. Kosmetyk ma kremowy kolor, który podczas aplikacji może się przyciemnić. Pachnie podobnie jak Boost Essence ale delikatniej. W składzie, oprócz kwasów huminowych i ekstraktów wymienionych wyżej znajdziemy:
olej z pestek malin (zmiękcza i wygładza skórę, uelastycznia ją, jest bogaty w witaminy A i E – wymiatacze wolnych rodników, oraz flawonoidy)
olej z nasion czarnuszki (wykazuje działanie przeciwzapalne, nawilżające i przeciwzmarszczkowe, pomaga w walce z zaskórnikami)
olej z wiesiołka (wspomaga walkę z trądzikiem ,przyspiesza regenerację naskórka, nawilża i nawadnia skórę)
masło shea (nawilża, natłuszcza i odżywia skórę)
glinkę białą (jedna z najdelikatniejszych glinek, łagodnie oczyszcza, nawilża, lekko matuje, wygładza i uelastycznia skórę)
glinkę żółtą (działa matująco i przeciwłojotokowo, oczyszcza, minimalizuje pory)
glinkę czerwoną (zapobiega rozszerzaniu się naczynek krwionośnych i wzmacnia ich ścianki)
Raport
Polubiłam Architect Peel od pierwszego zabiegu (zrobiłam dwa z czterech w odstępach siedmiodniowych). Moja skóra jest bardziej promienna, doskonale oczyszczona i nawilżona. Pory są widocznie zwężone (co niezmiernie mnie ucieszyło!). Bardzo pozytywnie zaskoczył mnie efekt hmmm… liftingu? Skóra jest bardziej napięta, jędrniejsza i … młodsza! Drobne zmarszczki poszły w siną dal! Wyrównał się także koloryt.
Zabieg, jak każdy inny ma wskazania i przeciwskazania. Kiedy więc nie można go wykonać?
gdy jesteś w ciąży lub gdy karmisz piersią
masz aktywną opryszczkę (lub inne stany bakteryjne/grzybiczne/wirusowe)
magasz się z aktywnym trądzikiem różowatym
od ostatniego zabiegu chirurgicznego nie upłynęły 2 miesiące
jesteś uczulona na jakikolwiek składnik preparatów
w obszarze zabiegowym masz ranę
A po zabiegu o skórę trzeba dbać ze szczególną troską. Unikam ekspozycji na promieniowanie UVA i UVB (w sumie, o tej porze roku i przy szarościach za oknem to nie trudne, no ale zawsze zabezpieczam twarz preparatem z filtrem) i stosuję odpowiednie kosmetyki do pielęgnacji domowej z serii Architect Peel – o których opowiem Wam innym razem.
Kosmetyki z dodatkiem oleju z konopii siewnych ostatnimi czasy zyskały na popularności. Sam olej ma sporo zalet, o których Wam dziś napiszę. Gotowe? Umośćcie się wygodnie i zapraszam do lektury! Dziś zerkniemy, co oferuje nam HempKing!
Markę Cellabic znam z kosmetycznego świata profesjonalnego. I nie wiedziałam, że zostały wprowadzone kosmetyki do użytku domowego, co bardzo mnie zaskoczyło. Dziś na Kozetce goszczę peeling enzymatyczny Keratea i serum rewitalizujące Osmena.
Praca w gabinecie kosmetycznym to nie tyko profesjonalne podejście do klienta, odpowiednie zdiagnozowanie problemu skórnego, dopasowanie i wykonanie zabiegu czy opracowanie pielęgnacji domowej. To także, (a może przede wszystkim) BEZPIECZEŃSTWO. Zarówno Twoje, moja droga klientko, jak i moje.
Czy „powrót do natury” to tylko pusty slogan? Czy da się stworzyć kosmetyk po pierwsze naturalny, po drugie dobrze spełniający swe zadanie, po trzecie nie zawierający substancji szkodliwych i alergizujących, po czwarte pięknie pachnący, po piąte – cieszący oko i duszę? Naturalnie, że tak! Dziś przed Wami, na Kozetce otwiera się maska i peeling Clochee!