Markę Cellabic znam z kosmetycznego świata profesjonalnego. I nie wiedziałam, że zostały wprowadzone kosmetyki do użytku domowego, co bardzo mnie zaskoczyło. Dziś na Kozetce goszczę peeling enzymatyczny Keratea i serum rewitalizujące Osmena.
Od pomysłu do kosmeceutyków
Cellabic to polska marka. 2016 roku zapadła decyzja o stworzeniu nowej marki kosmetyków profesjonalnych. A już rok później, po wielu badaniach i pracach badawczych pojawia się pierwsza partia preparatów. Debiut odbył się na Międzynarodowym Kongresie i Targach LNE w Krakowie. A w tym roku możemy cieszyć się kosmetykami detalicznymi!
Bromelaina i papaina – pogromcy martwego naskórka
Ten peeling enzymatyczny jest…w płynie. Buteleczka z ciemnego szkła z pipetą. Delikatna etykieta informująca z czym mamy do czynienia. Preparat jest przezroczysty i bezwonny. Ma rzadką konsystencję, więc trzeba uważać przy aplikowaniu.
W składzie znajdziemy:
- kwas jabłkowy (jeden z najpopularniejszych kwasów AHA, wykazuje działanie rozjaśniające, wygładzające, opóźnia proces starzenia się skóry i powstawania zmarszczek, działa przeciwzapalnie)
- kwas glikolowy (stymuluje syntezę kolagenu i elastyny, wygładza zmarszczki, zmniejsza problemy z trądzikiem, rozjaśnia przebarwienia)
- papaina (ekstrakt z papai, enzym ten usprawnia wnikanie substancji aktywnych w głąb skóry, wykazuje działanie złuszczające, rozjaśniające, oczyszczające)
- bromelaina (ekstrakt z ananasa, działa peelingująco, przeciwzapalnie, pozytywnie wpływa na stymulację kolagenu typu I i III)
- ekstrakt ze słodkiej pomarańczy (zmniejsza pory, działa ściągająco, łagodząco, wykazuje działanie antyseptyczne)
Peeling Cellabic jest bardzo delikatny. Bez problemu mogą używać go osoby z cerą delikatną i wrażliwą a także naczyniowcy. Na oczyszczoną i osuszoną skórę nakładamy kosmetyk i czekamy od 3 do 10 minut. Następnie zmywamy wodą. Skóra po takim zabiegu jest delikatna, gładka i pięknie rozświetlona. Polecam go do pielęgnacji dekoltu.
Akcja-rewitalizacja!
Kolejnym produktem, który mogłam testować jest serum rewitalizujące Osmena. Preparat jest w identycznej buteleczce jak opisany powyżej peeling. Także wiecie, czytać! Bo łatwo o pomyłkę 🙂
Serum jest też bezbarwne i bezwonne.
Producent poleca je do codziennej pielęgnacji skóry przesuszonej, pozbawionej blasku, dojrzałej, z płytkimi zmarszczkami i niedoskonałościami. W efekcie możemy uzyskać: rewitalizację i odżywienie naskórka, wzrost nawilżenia. A pomogą w tym… No właśnie. Jak skład peelingu mi się podobał i nie miałam do niego większych zastrzeżeń, tak tutaj mam bardzo mieszane uczucia….
- hydrokyetylomocznik (pochodna mocznika, ma działanie złuszczające ale i nawilżające)
- HEPES (składnik odpowiedzialny za utrzymanie odpowiedniego pH)
- DMDM hydantoin (dość kontrowersyjna substancja, uniemożliwia rozwój i przetrwanie mikroorganizmów w preparacie, donor aldehydu mrówkowego, oznacza to, że w określonych warunkach może być uwalniany formaldehyd, według norm unijnych jego zawartość w produkcie końcowym nie może przekroczyć 0,6% aktywnego składnika lub 0,05% w ogóle składu produktu. W przeciwnym wypadku kosmetyk musi posiadać oznaczenie „zawiera formaldehyd”. Nie stosować podczas ciąży i laktacji)
- glukoronoloakton (trwale wiąże wodę, sprawia, że naskórek jest jędrny, napięty)
Choć skład nie zachęcał do przetestowania, to ciekawość wygrała. Nałożyłam serum kilka razy i nie widziałam żadnej różnicy…
I co teraz?
No właśnie, co teraz? Dawno nie miałam tak skrajnych uczuć względem jednej marki. Z jeden strony peeling okazał się skutecznym preparatem o niezłym składzie. Do tego widać i czuć było różnice po jego nałożeniu. A z drugiej… nieszczęsne serum, które robi nic na skórze i ma bardzo słaby skład. Za serum zapłacicie 255 PLN (ha! Aktualnie jest w promocji – 229,50 PLN) a za peeling – 223 PLN.
Jeśli jeszcze kiedykolwiek będę miała sposobność testować kosmetyki Cellabic, to najpierw zerknę na składy. Ot, nauczka na przyszłość.