Z marką Tołpa łączą mnie bardzo mieszane uczucia. Nigdy nie było miłości od pierwszego użycia. Raczej jakieś takie drobne zachwyty żelami pod prysznic. I mega zawód jeśli chodzi o płyny micelarne i toniki… Teraz znów zaczynamy „podchody” z dwoma produktami serii Hydravit i jednym Strefa t.
Siła nawilżenia
Nawilżający krem-maska odprężający zapakowany jest w estetyczną tubkę, której kolorystyka cieszy oko. Sam preparat ma bardzo miłą konsystencję i szybko się wchłania pozostawiając przyjemny film na skórze. Zapach też jest ok, choć jak dla mnie, mógłby być mniej trwały 😉 Tołpa twierdzi, że ich kosmetyk „wnika głęboko w skórę i każda godzina snu stopniowo uzupełnia poziom nawilżenia.” Brzmi całkiem zacnie, prawda? Nasza skóra ma być zregenerowana, ochroniona przed utratą wody i bardziej elastyczna. A o oznakach zmęczenia i stresu możemy zapomnieć, bo o poranku ujrzymy w lustrze gładką, zregenerowaną i wypoczętą skórę. Pomóc w osiągnięciu tego celu mają:
torf tołpa (wykazuje działanie ochronne, regenerujące, pielęgnacyjne oraz nawilżające. Jest bogaty w minerały, makro i mikroelementy, cukry, peptydy)
kompleks z kiełków pszenicy (bogaty w witaminę E, pozytywnie wpływa na regenerację, polecany jest do pielęgnacji skór suchych, odwodnionych i naczyniowych.)
ekstrakt z drożdży (bogaty w witaminy z grupy B, kwas foliowy, cynk, potas, magnez, regeneruje skórę, przyspiesza gojenie się ran, działa detoksykująco)
hialuronian sodu (kwas hialuronowy, chyba nie muszę Wam go przedstawiać)
ekstrakt z szałwii muszkatołowej (wykazuje działanie antybakteryjne, zmniejsza łojotok, ściąga pory, długotrwale nawilża)
masło shea (tego cudeńka chyba też nie będę Wam przedstawiała)
Kosmetyk można nakładać na dwa sposoby: jako krem, normalnie cienka warstwa na noc lub jako nocna maska (wtedy nakładamy grubą warstwę). Bezpośrednio po aplikacji kremomaski czuć, że coś się dzieje. I nie dzieje się źle. Skóra jest natychmiastowo nawilżona i gładka w dotyku. Testowanie tego preparatu zbiegło się z początkiem sezonu grzewczego, a co za tym idzie: z wszechobecną suchością. Preparat nałożony jako maska radzi sobie świetnie ze skórą, która potrzebuje szybkiego zastrzyku energii. Kremomaska mnie nie uczuliła, nie wywołała lawiny syfiastych nieprzyjaciół, skóra nie była podrażniona!
Coś pod oko
Nawilżający krem-żel odprężający (nie wiem, co to za maniera z tymi nazwami ale trochę mnie to irytuje) pod oczy zamknięty jest w malutkiej tubce, bardzo podobnej do tej opisywanej powyżej. Tołpa zachwala: „nasz kosmetyk (…) zredukuje cienie pod oczami, uelastycznia o 16%, zwiększa nawilżenie o 50 %”. Dodatkowo ma eliminować oznaki zmęczenia i stresu a także uczucie „ciężkich” powiek. Konsystencję ma bardzo lekką. Zaraz po nałożeniu i wklepaniu – krem się wchłania. Dzięki kompleksowi z kiełków pszenicy – natychmiastowo nawilża. Tu skład jest bardzo zbliżony do tego, który ma kremomaska. Lubię wieczorem włożyć ten preparat do lodówki na kilka minut przed aplikacją. Bardzo fajnie koi. I nawilża! A nawilżona skóra to ujędrniona skóra. Niestety nie zauważyłam aby krem redukował cienie pod oczami (może dla tego, że ostatnio się więcej wysypiam i mam je mniejsze?;) )
Moc pomelo i papai
Ostatnim produktem, z którym moja skóra ma romans jest enzymatyczna maska z glinkami. Zielone opakowanie z cytrusowymi motywami zachęca do wypróbowania. I znów mamy ciekawe połączenie peelingu enzymatycznego z maseczką z glinki. Skóry wrażliwe, alergiczne, trądzikowe, mieszane ucieszą się z takiego domowego spa. A jego główne zadania to: wychwycenie nadmiaru sebum i zanieczyszczeń, wygładzenie i nawilżenie, oczyszczenie i odblokowanie porów. W składzie znajdziemy:
esencję z różowego pomelo (zawiera witaminę A, która jest doskonałym antyoksydantem, nadaje skórze zdrowy wygląd, głęboko nawilża oraz reguluje bilans wodno-tłuszczowy)
enzym z papai
błękitną i białą glinka
Stosowanie tego cudaka jest proste. Nakładamy cienką warstwę na oczyszczoną skórę, czekamy 10 minut a następnie zwilżonymi dłońmi rozmasowywujemy zaschniętą glinkę i uzyskujemy czyszczącą piankę. Bardzo pozytywnie zaskoczył mnie fakt, że gdy glinka zasychała to nie pojawiło się nieprzyjemne uczucie ściągania. Dokładne oczyszczenie, lekkie rozjaśnienie i miłe nawilżenie – to zyskała moja skóra po takim zabiegu. I co najfajniejsze – preparat rewelacyjne pachnie. Trochę jak cukierki pudrowe z dzieciństwa 🙂
I żyli długo i szczęśliwie?
Przyznaję, to pierwsze trzy kosmetyki do pielęgnacji twarzy Tołpa, które mnie pozytywnie zaskoczyły. Po pierwsze: moja skóra jest w lepszym stanie po ich zastosowaniu niż przed, nie uczuliły mnie, mnie zapchały. Po drugie: widać efekty! Sucha skóra? Żaden problem! Kremomaska na noc, a rano cieszysz się dobrze nawilżoną skórą. Szary koloryt i zablokowane pory? Peeling z glinkami i po problemie. Nie wiem czy zaryzykuję użycie czegoś do demakijażu albo mycia twarzy, ale z tą trójką nie mam zamiaru się rozstawać! Czyli, tak! Żyli długo i szczęśliwie! A o innych kosmetykach Tołpa przeczytacie tutaj.
Moja przygoda z firmą Bernard Cassiere trwa od pewnego czasu. Dopiero dziś mogę Wam przedstawić mojego ulubieńca z ich oferty. To krem-maska na noc przeznaczona dla skóry wrażliwej.
Yasumi to nie tylko wyjątkowe miejsca na kosmetycznej mapie Polski dla rozpieszczania ciała i zmysłów. To także kompleksowa pielęgnacja w domowym zaciszu. Bo nie zapominajmy – „yasumi” znaczy relaks i takie właśnie powinny być nasze wieczory: relaksujące 🙂
Markę Cellabic znam z kosmetycznego świata profesjonalnego. I nie wiedziałam, że zostały wprowadzone kosmetyki do użytku domowego, co bardzo mnie zaskoczyło. Dziś na Kozetce goszczę peeling enzymatyczny Keratea i serum rewitalizujące Osmena.
Starzenie się skóry (o matko i córko, jak to fatalnie brzmi!) jest procesem nieuniknionym, nieodwracalnym i ogólnie bardzo niefajnym. Dlatego Ava wyczarowała dla Was linię Mi-Mic, która ma zaopiekować się skórą i spowolnić nieuniknione.